1. Chrześcijaństwo to religia mocy (List do Efezjan 1,19). Paweł nie modli się, aby jego adresaci w pierwszej kolejności poznali duchowe tajniki pobożności i opanowali skomplikowane religijne rytuały. Prosi Boga, aby odbiorcy skumali wreszcie „jak nadzwyczajna jest wielkość jego mocy wobec tych, którzy wierzą”.
2. Moc poznaje się poprzez przyjęcie doświadczenia (List do Efezjan 3,20). Bóg swoją mocą czyni w naszym życiu więcej, niż prosimy, a nawet więcej, niż potrafimy zrozumieć. Dlatego samo rozmyślanie to nie jest najlepszy sposób na poznanie Bożej mocy. Poznać w języku Biblii znaczy doświadczyć. Niektórych doświadczeń nie da się ani przewidzieć, ani zrozumieć.
3. Na końcu najważniejsze (List do Efezjan 6,10). Paweł kończy list przypomnieniem najistotniejszego. „W końcu umacniajcie się w Panu i w potężnej mocy jego”. Dwie krótkie rady. Bądź mocny w Panu i bądź mocny w mocy! Ta druga rada to wcale nie jest masło maślane. Mamy po prostu rozwijać się i wzrastać w doświadczaniu Jego mocy. To proces, o który mamy aktywnie zabiegać.
AMEN!
Rzymian 1:16 + Efezjan 6:10 = MOC!
Dzięki za post i za zachętę!
Moc musi być, to prawda. Czy dobrze rozumiem, Michał, że dostęp do niej daje przede wszystkim doświadczenie?
Wierzę, że chodzi o doświadczenie, a nie „próby i doświadczenia” 🙂
zdecydowanie miałem na myśli doświadczenie rozumiane jako doświadczAnie, czyli pewien rodzaj otwarcia i gotowości do odpowiadania na Boże działanie w naszym życiu. Nie myślałem o doświadczeniu w znaczeniu cierpienia i prób.
Tak, Michał, ale czy trwałe, przemieniające życie doświadczanie nie bierze się przede wszystkim z rozważania (myślenia, medytowania, czy jak kiedyś uczono, lectio divina) przesłania o Jezusie? Jego życia, śmierci i zmartwychwstania, i zaaplikowania TEGO WŁAŚNIE do naszego życia? W innym przypadku, narażamy się na niebezpieczeństwo doświadczeń może interesujących, ale marginalnych.
Myślec też, źe musimy uważać pisząc przeciwko „pustym”, czy „matwym” rytuałom. Większość z nich kiedyś pełniło wspaniałą rolę, pomagając ludziom właśnie doświadczyć mocy. Często popełńiamy błąd walcząc z samym rytuałem, a nie z brakiem zrozumienia, co on oznacza. Ktoś przecież może nazwać Wieczerzę Pańską, czy, posunę się do absurdu, czytanie Słowa, pustym rytuałem, bo przecież tak wielu chrześcijan ich nie rozumie a stosuje. A przecież zamiast je usuwać, zachowujemy je i raczej tłumaczymy, jak z nich korzystać, by połynęła moc.
masz rację. nie ma nic złego w rytuałach – potrzebuje ich każdy. wspólny obiad z rodziną, spacer w niedzielne popołudnie czy buziak przed wyjściem dziecka do szkoły, to przecież całkiem żywe i ważne rytuały, które pielęgnujemy. słusznie rozróżniłeś jednak między pustymi czy martwymi tj. takimi, które już nie niosą wiele treści.
Fajnie, Michal, włączyłeś rytuały życiowe do tych „duchowych”. To ważne by podkreślać, że nasże życie powinno być niepodzielone na świeckie i kościelne. Co do rytuałów, pytanie się nasuwa: czy raczej przywracać ich znaczenie, czy je zastępować nowymi? Jeśli tak, to gdzie byłaby granica? Ale już odbiegam od tematu wpisu za bardzo. Wracając: zaispirowaleś mnie kwestią mocy. Myślę o tym teraz przez Ciebie:)