Moja babcia pewnego dnia obudziła się niewidoma na jedno oko. Zaćma. Krótka operacja – i wzrok wrócił. Mało tego, chociaż całe życie nosiła mocne okulary, po operacji oko widziało ostro bez okularów. Kiedy pojawia się wada wzroku – idziemy do okulisty – wielu z nas dzięki szkłom kontaktowym cieszy się wysoką jakością życia. To nie jest spisek. W ten sposób czynimy sobie ziemię poddaną.
Mój tata oraz moi dziadkowie, mieli rodzeństwo, które umarło we wczesnym dzieciństwie na banalne z dzisiejszej perspektywy choroby. Dziś wystarczyłoby podać im antybiotyki, albo szczepionki uchroniłyby je przed zachorowaniem. Bogu dzięki za penicylinę, szczepienia, naukowców i pediatrów, dzięki którym rodzice odzyskują dzieci z chorób. To nie jest spisek. W ten sposób czynimy sobie ziemię poddaną.
Moja córka w wieku ośmiu zaczęła znikać. Stała się przeraźliwie chuda i słaba. Jej organizm zabił wyspy trzustkowe i przestała produkować insulinę. Sto lat temu by umarła. Żyje i jest zdrowa, cud przyszedł przez ręce ludzi, którzy swoje życie poświęcili na badania naukowe i wynalezienie metody sztucznej syntezy insuliny (w 1932 roku dostali za to nawet nagrodę Nobla). To nie jest spisek – w ten sposób czynimy sobie ziemię poddaną.
Mam wielu znajomych, którzy stracili bliskich z powodu Covid-19. Dlatego nie lubię idiotycznych żartów z epidemii i tekstów o „szmatach na ryju”. To były prawdziwe pogrzeby, prawdziwa żałoba i prawdziwy ból. Bo to jest prawdziwa epidemia. Odetchnąłem z ulgą, kiedy na początku roku zaszczepili się moi rodzice. Zdążyli przed zachorowaniem i powikłaniami. To było możliwe, ponieważ wiele lat temu ktoś poświęcił swoje życie badaniom mRNA, ktoś został wirusologiem, ktoś inny lekarzem albo farmaceutą. A kiedy przyszedł covid, wiedział, co z tą wiedzą zrobić i opracował szczepienia. To nie jest spisek, to jest czynienie sobie ziemi poddaną.
Żeby było jasne – moi znajomi to wiedzą. Nie bałem się zachorowania. Z zachowaniem obowiązujących reguł odwiedzałem chorych w szpitalu, spotykaliśmy się w Kościele, przyjmowałem zaproszenia do innych miast. Wszystko to z zachowaniem ddm. A kiedy przyszła moja kolej – po prostu się zaszczepiłem. I nie ze strachu, ale z zaufania. Ufam okulistom, kiedy dopierają szkła korekcyjne, ufam koncernom farmaceutycznym, które produkują insulinę, ufam pediatrom, którzy zapisują antybiotyki dzieciom chorym na zapalenie płuc. Tak samo ufam tym, którzy walczą z epidemią – w laboratoriach, w gabinetach lekarskich i przy respiratorach. Mało tego, nie tylko ufam, ale jestem im wdzięczny za ich pracę. To nie jest spisek, to jest czynienie sobie ziemi poddaną.
I jeszcze dodam – rozumiem te osoby, co nie chcą się szczepić. Rozumiem Was i szanuję to, że różnie oceniamy ryzyka. Niektórzy nie jedzą cukru, niektórzy boją się latać samolotem, niektórzy uważają, że te szczepienia zostały nie dość przebadane.Taki brak zaufania do czegoś nowego może nawet być ok. Nie każdy musi latać, lubić cukier czy ufać lekom kilka miesięcy po ich wprowadzeniu na rynek (choć ja akurat jestem wdzięczny za tanie loty i lubię lody czekoladowe). Tylko proszę, nie dorabiajmy do swoich lęków jakieś pożal-się-Boże-pseudo-teologii, że to spisek, że chipy, że chcą nas wybić, albo, o zgrozo, że to znamię bestii. Takie gadanie jest po prostu głupie. Nie musisz jeść cukru, możesz bać się latać i nie odwiedzać przyjaciół w dalekich krajach. Do szczepień też nie powinno się Ciebie zmuszać. Ale nie mieszaj w to Pana Boga. Biblijna teologia stworzenia jest jasna i prosta. Kiedy ktoś wkłada ci na nos okulary, albo syntetyzuje insulinę, to po prostu czyni ten upadły świat odrobinę lepszym. To naprawdę nie jest spisek, to jest czynienie sobie ziemi poddaną.
Udostępnij, jeśli uważasz, że komuś może się przydać.