Dawniej chrześcijanie dość mocno wierzyli, że na końcu świata odbędzie się sąd. A na tym sądzie, jak to na sądzie, ludzie będą osądzeni. W Biblii nawet znajdują się opisy takiego wydarzenia. Duży biały tron, na tronie siedzi Bóg, przed tronem wszyscy ludzie – wielcy i mali, niezależnie od daty zgonu. Sprawa nie jest skomplikowana, bo zapadają tylko dwa typy wyroków. Albo niebo, albo ogniste jezioro. Żadnych wyroków w zawieszeniu, przedterminowych zwolnień, zero kaucji, brak jakiegokolwiek zróżnicowania wymiaru kary (od pięciu miesięcy do dwudziestu pięciu, czy nawet pięciuset lat). Cała wieczność albo w szczęściu, albo w potępieniu.
Wydaje mi się, że w pewnym aspekcie idea Sądu Ostatecznego jest zaprzeczeniem naszych współczesnych nawyków myślowych. I choć na poziomie deklaracji gotowi jesteśmy przyznać, że kiedyś tam na końcu świata Pan Bóg zaplanował sobie takie wydarzenie, to w praktyce nasz sposób funkcjonowania stanowi zaprzeczenie jego idei. Co mam na myśli? Otóż w krótkim (pięć wersetów) biblijnym opisie aż dwukrotnie pada stwierdzenie, że ludzie zostaną osądzeni „na podstawie swoich czynów” (Apokalipsa 21, 11-15). Tak, główną ideą Sądu Ostatecznego jest osobista odpowiedzialność człowieka za swoje życie, za swoje wybory, za swoją postawę wobec Boga, Objawienia i drugiego człowieka. Bęc! „Każdy zostanie osądzony na podstawie swoich czynów” (Apokalipsa 20,13).
A my tymczasem tworzymy sobie świat, w którym relacja między czynem a odpowiedzialnością sprawcy zostaje zerwana. W naszej kulturze i coraz częściej w naszej chrześcijańskiej codzienności, ostatnią osobą odpowiedzialną za moje zachowanie jestem ja. No bo przecież za agresję odpowiadają nadreaktywne nadnercza, za pijaństwo odziedziczone geny, za złodziejstwo wychowanie, za cudzołóstwo małżonek (bo się nie dość stara), za nałogi nerwy, za nieumiarkowanie stres, za kłótnie okoliczności, a za lenistwo elektrolity albo pogoda. W efekcie żyjemy w świecie, w którym nikt nie jest odpowiedzialny za to, co robi i jak żyje. Winne są okoliczności, hormony, geny lub inni ludzie – żona zołza i szef idiota.
Zdaję sobie sprawę, że wszystkie te czynniki mają znaczenie i w większym lub mniejszym stopniu na nas oddziałują. Jeśli jednak Biblia ma rację (a ma!), to żaden z nich nie stanowi dość silnego uzasadnienia, aby zwolnić mnie z odpowiedzialności za to, co robię ze swoim życiem(!). Wierzę, że w ewangelijnym zaproszeniu do nawrócenia jest również dość mocy do przemiany. Gdyby tak nie było, biblijne wezwanie do porzucenia grzechu byłoby co najmniej nieuczciwe. Ode mnie tylko zależy, czy podejmę odpowiedzialność, czy przeciwnie – w okolicznościach, psychologii, endokrynologii, genetyce lub wspomnieniach z dzieciństwa będę szukał usprawiedliwień i powodów, dla których nawrócenie i przemiana w moim akurat przypadku nie są możliwe. Centralną ideą sądu ostatecznego jest osobista odpowiedzialność każdego człowieka za swoje życie. Bez wymówek.
.
„Następnie zobaczyłem duży, biały tron i Tego, który na nim siedzi.
Sprzed Jego oblicza uciekła ziemia i niebo, i nie znaleziono dla nich miejsca.
Ujrzałem też zmarłych: wielkich i małych, którzy stali przed tronem.
Otwarto księgi. Otwarto też inną księgę, która jest księgą życia.
Zmarli zostali osądzeni zgodnie z tym, co zostało zapisane w tych księgach na podstawie ich czynów.
Wówczas morze oddało zmarłych, którzy w nim byli,
A także śmierć i kraina umarłych oddały zmarłych, którzy w nich byli.
I został osądzony każdy na podstawie swoich czynów.
Natomiast śmierć i kraina umarłych zostały wrzucone do jeziora ognia.
Jezioro ognia to druga śmierć.
Jeśli ktoś nie znalazł się w księdze życia, ten został wrzucony do jeziora ognia.”
(Apokalipsa 21, 11-15)
Tough life, Man…(wyobraziłem sobie widok Sądu Ostatecznego).
Rzeczywiście jest tak, że często zwalam winę za swoje „niedociągnięcia” na okoliczności, a nie na siebie.
Dobra wiadomość polega na tym, że okoliczności nie zmienię, ale zawszę mogę zmienić swoje postępowanie.
Kamień spada z serca. Zawsze można żyć lepiej – z Chrystusem, w Chrystusie i przez Chrystusa.
Dzięki za wpis!
Pozdrawiam!
Łukasz B.
Dobre!
Co prawda, to prawda 🙂 . Kiedyś, ludzie zastanawiali się, jakich czynów, modlitw, przebłagań dokonać, by zasłużyć na złagodzenie „ostatecznej oceny”. Obecnie panuje jakiś kompletnie niebiblijny pogląd, że kary nie będzie, gdy zlikwiduje się odpowiedzialność. A jak lepiej pozbyć się odpowiedzialności, niż przerzucając ją na Boga – jakiego mnie stworzyłeś, takiego mnie masz. Z jakiegoś powodu uważamy, że nie ogarniemy odpowiedzialności, że nie jesteśmy w stanie udźwignąć życia. I co najdziwniejsze im to życie jest mniej bogate w wydarzenia obiektywnie trudne, takie jak śmierć dziecka, tym bardziej rozczulamy się nad sobą i nie stając do walki nie zauważamy, że właśnie… Czytaj więcej »